Blog dla ludzi z wartościami, dla ludzi poszukujących wartości.
Ja też posiadam i szukam wartości.

wtorek, 22 lutego 2011

Współżyć w końcu przed ślubem, czy nie?

Większość z nas zna co najmniej dwa poglądy na ten temat: tak i nie. "Nie" mówi przede wszystkim Kościół Katolicki, próbując tym samym bronić godności człowieka. Mogłoby się wydawać - co to ma wspólnego z godnością? A jednak, ocena nie może sprowadzać się do zebrania powierzchownych argumentów, bo nie będzie przedstawiać sprawy obiektywnie.
Zastanówmy się, jakie negatywne skutki pociąga za sobą współżycie w niesakramentalnych związkach.

1. Istnieje duże prawdopodobieństwo poczęcia się dziecka. Żaden środek antykoncepcyjny nie daje stuprocentowej pewności, ponadto istnieje ryzyko złapania jakiegoś HIV-a, czy innej kiły.
2. Wspomniane powyżej dziecko może skutecznie odstraszyć świeżo upieczonego tatusia, który w strachu przed obowiązkiem, mając przed oczami całe swoje przyszłe życie powie swojej zapłodnionej partnerce "ciał".
3. Brak przygotowania do ojcostwa i macierzyństwa może być krytyczny dla pary, szczególnie w młodym wieku. Mam tu na myśli nie tylko dojrzałość i gotowość psychiczną, ale także zaplecze finansowe, przyszłe warunki bytu itp.
4. Współżycie przed ślubem to najczęściej stosowanie wszelkiego rodzaju "zabezpieczeń" (swoją drogą, cholernie nieudane słówko). Nie trzeba chyba wspominać, jakie ślady w organizmie pozostawia stosowanie antykoncepcji hormonalnej u kobiet, z doprowadzeniem do niepłodności włącznie. Tak nafaszerowane niewiasty są po prostu gorszym sortem do poczęcia zdrowego psychofizycznie dziecka.
Stosowanie prezerwatywy pozostawia natomiast wiele do życzenia w kwestii estetycznej aktu współżycia. Kobieta oddzielona od mężczyzny kawałkiem lateksu, w najpiękniejszym zjednoczeniu dwóch ciał na tym świecie - to nawet brzmi niefajnie. Ponadto prezerwatywa uzależnia od seksu na życzenie. O tym się nie mówi, ale jest ona (szczególnie dla faceta) genialnym narzędziem do współżycia o każdej porze dnia i nocy. Oducza czekania, cierpliwości. Jak wiadomo, kobieta - w przeciwieństwie do faceta - nie zawsze może. To wyznaczony przez naturę rytm, który jest dla mężczyzny swego rodzaju znakiem STOP - musi on cierpliwie poczekać. Jestem przekonany, że po takim kilku/nasto dniowym poście cały akt współżycia będzie smakował o wiele bardziej.
Wynika z tego też inny, ciekawy wniosek: jeżeli para stosuje dowolną antykoncepcję i seks jest dostępny dla nich na żądanie, to co zrobi taki niecierpliwy facet w czasie zaawansowanej ciąży, choroby, połogu i innych momentach, w których jego partnerka nie będzie mogła go zaspokoić? Czy facet, stając w obliczu zbliżającej się kilkumiesięcznej wstrzemięźliwości nie znajdzie sobie takiej, która będzie mogła?
5. Przerwanie błony dziewiczej u kobiety jest równoznaczne z wkroczeniem w najgłębszą intymność, jakiej ona już nigdy nie odzyska. Czy więc warto oddawać cząstkę siebie dla faceta, co do którego nie ma pewności, że będzie tym jedynym? /pewność taką daje sakramentalny związek w KK/
6. Argument o "uprawianiu seksu" (kolejne nietrafne stwierdzenie) dla przyjemności jest co najmniej śmieszny. Możliwości organizmu ludzkiego (wkraczamy w biologię) w przeżywaniu przyjemności mają pewną granicę. Jeśli para przerobiła wszelkie sposoby osiągania przyjemności, zaliczyła kamasutrę, pozycję na wielbłąda i ma na półce cały asortyment niejednego sex shopu, to rodzi się pytanie: co dalej? Przerobione dotychczas metody przestały dawać przyjemność? Rozpaczliwie szukacie czegoś nowego? Zaproście koleżankę/kolegę/inną parę/wymieńcie się sobą na kilka dni! Obrzydliwe, niemoralne, złe! Tylko, że tak właśnie kończy się poszukiwanie doznań wyłącznie na poziomie fizycznym.
Do przeżywania niekończącej się przyjemności na poziomie drugim potrzeba zaangażowania całego siebie, w pełnym zjednoczeniu, zaufaniu, poszanowaniu drugiej strony. Taki stan jest możliwy tylko wówczas, gdy człowiek uporządkuje swoje wartości i zamieni "ja" na "my"; gdy związek stanie się jedyną w swoim rodzaju relacją dwóch osób, które nawet w pojedynkę myślą jak oboje.
7. Nie godzi się współżyć przed ślubem, gdyż oznacza to oddanie stuprocentowego dostępu do siebie. Nawet, jeśli para planuje wzięcie ślubu to nie zostawiają sobie nic na potem; skoro przed ślubem było już wszystko, to samo zawarcie sakramentu nie da im niczego nowego, prócz kawałka papieru /znów kwestia cierpliwości i czekania/.
8. Dobra wiadomość dla tych, którzy są już po swoim pierwszym razie, a jeszcze nie zawarli sakramentalnego związku małżeńskiego: droga czystości wciąż jest przed wami. Samo współżycie nie czyni was dozgonnie przekreślonymi, bez szansy na prawdziwą, czystą miłość. Wszystko pod warunkiem, że od dziś aż do ślubu zrezygnujecie z grzechu, w którym tkwicie, wyspowiadacie się i przyjmiecie postawę obrońców czystości. Ostrzegam przed życiem na dwa fronty, gdyż nie da się jednocześnie głosić bajek o czystości i pozostawać w tym grzechu. To wewnętrznie sprzeczne.

Poniżej facet, który to samo (a nawet o wieeeeele więcej) powiedział w trzy minuty.