Nadchodzi moment, w którym obciążenie psychiki jest tak duże, że nie wytrzymujemy. Jedni wpadają w alkoholizm, drudzy rozładowują się podczas spędzania nadgodzin w pracy, inni rozwodzą się, stają się nieznośni dla otoczenia, idą na stryczek.
Czas to pieniądz. Zauważyłem na ulicy, że ludzie nawet spacerują szybko, żeby się nie spóźnić, żeby zdążyć.. Niektórzy "patrzą tunelowo", tzn. idą w kierunku jakiegoś budynku i on jest ich jedynym celem. Wszystko po drodze staje się nieważne. Są przy tym tak bardzo zapatrzeni, że przechodzą ulicę na czerwonym świetle i wpadają wprost pod jadące auta. Na pytanie "gdzie Pani/u tak spieszno", odpowiadają "nie mam czasu, i tak już jestem spóźniony". To jakiś obłęd, nie da się przetrwać na takich obrotach całego życia.
To tłumaczy także, dlaczego do kościołów zagląda coraz mniej wiernych. Ludzie starsi są stałymi bywalcami, ponieważ mają dużo wspomnianego czasu, młodych można policzyć na palcach u rąk, bo po całym tygodniu harówki przesypiają niedzielę, albo nawet i w tym dniu pracują..